Biedronki, udające krople
porannej rosy, pochowane na źdźbłach ogrodowych traw i liściach
krzewów, są prawie niewidoczne. Słońce tak bardzo oślepia, że
zaspane jeszcze oczka z trudem je dostrzegają. Madzia dosyć szybko
pojęła, że trzeba odwrócić się do słońca plecami. Wtedy
najlepiej je widać i nawet z daleka można policzyć, ile mają
kropek. I dokładnie można zobaczyć, że najwięcej biedronek jest
na liściach porzeczek, które rosną wzdłuż środkowego płotu,
przy którym jest szambo, do którego nie wolno podchodzić.
Nie wolno, bo tak zarządzili
Mama i Tata. Ale teraz jest przecież sytuacja wyjątkowa - to
właśnie na polecenie Taty Madzia zbiera biedronki. I chce ich
nazbierać jak najwięcej, i jak najszybciej, bo trzeba jeszcze
zdążyć do przedszkola. Zdążyć, chociaż niechętnie - podobają się jej te poranne łowy, bo jest kolorowo i pachnąco, wśród
kwiatów i wilgotnej trawy. Kama też to lubi, bo wciąż Madzi
towarzyszy, wtykając gdzie się da węszące nozdrza i zamaszyście
kręcąc ogonem, co jest oznaką wielkiej radości. Kama się cieszy,
bo nie lubi być sama, a to, co właśnie robi Madzia - chociaż o
tej porze bardzo nietypowe - może zapowiadać coś dobrego.
Madzia wcale nie boi się
biedronek. I to, że trzyma ich coraz więcej w drobnej dłoni, i że
coraz bardziej ją łaskoczą, wcale jej nie przeszkadza. Wie, że nie
zrobią jej nic złego. W ogóle wie już bardzo dużo, chociaż ma dopiero cztery latka. Wie, że biedronki są pożyteczne, i że mówi się na
nie czasami Boża Krówka. Wie także, że do szamba nie wolno
podchodzić, bo jest przykryte spróchniałymi deskami i wie też
dlaczego Kama, chociaż jest bardzo dużą suką, nie lubi sama
zostawać w domu.
Nie wie tylko, dlaczego Tata,
którego budziła słowami: „wstawaj, już czas do przedszkola” -
nie chciał, jak co dzień, od razu się obudzić, tylko otworzył
jedno oko i powiedział:
- Dobrze, Madziu. Ale
najpierw idź do ogrodu i nazbieraj biedronek.
Tata po raz wtóry tego ranka
otwiera tylko jedno oko, ale zaraz potem otwiera i drugie, i od razu
zrywa się z łóżka, kiedy słyszy: „wstawaj, już nazbierałam
ci biedronek!”
- Jak to...?! A po co mi
biedronki?! - pyta zdumiony.
- Taki wydałeś mi rozkaz -
Madzia uśmiecha się i widać, że jest bardzo z siebie dumna. -
Wykonałam zadanie, więc teraz idźmy do przedszkola.
Po kilku minutach biegną do
autobusu. To znaczy Madzia biegnie, trzymana za rączkę przez
Tatusia, a Tata tylko idzie, jak to Tata, swoim bardzo długim
krokiem. Dobrze trafiają, bo na przystanek od razu nadjeżdża
autobus. Wsiadają i czekają na odjazd, gdy nagle staje się coś
strasznego: do pojazdu z impetem wpada wielkie psisko. Drzwi się
zamykają i autobus rusza.
- Kama! - Madzia krzyczy z
radością.
- Kama! - powtarza Tata,
jednak widać, że mu się to nie podoba.
Wysiadają na następnym
przystanku. Trudno - Madzia się trochę spóźni, ale psa trzeba
odprowadzić do domu. „A swoją drogą” – zastanawiają się
oboje – „jakim cudem Kama wyszła na ulicę?”
W ogrodzie wszystko się
wyjaśnia: płot, ten środkowy, za którym biega Kama, kiedy zostaje
sama w domu, zastają przewrócony. Stara, przerdzewiała siatka nie
jest już, widać, przeszkodą dla dużego psa.
- Trzeba to jakoś podeprzeć
- mówi Tata i idzie coś poszukać do szałerka. Madzia,
przyglądając się, stoi na uboczu. Obok niej stoi też Kama, a jej
ogon jest zupełnie nieruchomy.
- Tata, uważaj tylko. Nie podchodź do szamba - ostrzega Madzia z taką miną, jakby była co
najmniej jakimś kierownikiem robót.
- Tak, tak... - Tata mruczy
coś pod nosem i idzie prosto w te krzaki koło szamba, bo tam płot
najbardziej leży.
- Tata, uważaj, bo te deski
są spróchniałe...!
- Tak, tak... - Tata wcale nie wygląda na zadowolonego, kiedy przedziera się przez porzeczkę
i agrest. A po chwili szarpania się z krzakami, z deskami i z
płotem jest już pewne, że się mocno zdenerwował. Do tego stopnia,
że chyba nie słyszy, kiedy Madzia do niego woła:
- Tata...! Tata, uważaj, bo
stoisz na szambie...!
W tym samym momencie Madzia
słyszy trzask łamanych desek, a Tata znika, zapadając się pod ziemię. Po chwili jednak wylatuje w górę i można by rzec, że się odbił o jakąś trampolinę, ale nie: przecież jest cały
upaprany w śmierdzącej gnojówie.
- Fuj...! - Madzia się
skrzywiła. - Przecież mówiłam...!
Tata znieruchomiał na
dłuższą chwilę, jakby się zastanawiając, co dalej robić.
- Madziu, dzisiaj już nie zdążymy do przedszkola. Muszę się umyć i porządnie ten płot
naprawić. Może sobie... dalej biedronki zbieraj. Tylko pamiętaj:
nie podchodź do szamba!
Trochę wstrząsające z tym szambem!
OdpowiedzUsuńDobrze, że się tato nie utopił!
OdpowiedzUsuń